Wiadomości lokalne / News
| Środa, 18 sierpnia 2010 r. godz. 10:58 /Marta Wnuk/ | Alkohol, narkotyki i okultyzm. Były narkoman przestrzega
- "To był największy koszmar w moim życiu." - mówi po latach Leszek Korzeniecki. Fot. Marta Wnuk
| Pił, ćpał, interesował się okultyzmem. Jako nielicznej osobie z grona jego przyjaciół udało się wyjść z nałogów. Dla innych skończyło się to śmiercią. Mówi, że ma względem Boga wielki dług. Dlatego dzieli się własnymi błędami, głupotą, aby ostrzec innych, dla których jest jeszcze szansa, żeby się otrząsnęli. Leszek Korzeniecki "Korzeń", były narkoman, od osiemnastu lat "czysty", gościł w Stalowej Woli z okazji antynarkotykowej imprezy "Day without drugs".
Dopiero po kilkunastu latach "Korzenia" można nazwać wzorem do naśladowania. - Chcę się podzielić swoimi błędami, swoją głupotą, aby ustrzec innych. Od 10 lat zajmuję się profilaktyką uzależnień. Zdaje sobie sprawę, że to może ustrzec innych, którzy chcą stać się na tyle mądrzy by uczyć się na własnych błędach." - zaczął tymi słowami swój wykład.
Piętno z dzieciństwa
"Korzeniowi" i jego czwórce rodzeństwa było na nieszczęście dane wychowywać się w rodzinie z problemami alkoholowymi. W wieku pięciu lat odkrył, że jego ojciec pije. Nie cierpiał, gdy był w domu, bo wiedział, że w końcu tatuś i tak zacznie się awanturować. Nie kochany, z brakiem poczucia bezpieczeństwa, ukształtowanych wartości, gdy podrósł zaczął słuchać muzyki metalowej, utożsamiać się z jej przekazem, z treściami satanistycznymi. - Często robiłem szokujące rzeczy. Miałem taką piwnicę, której ściany pomalowałem krwią zwierzęcą, postawiłem tam ołtarz. To wszystko było przeznaczone do straszenia znajomych i robienia na nich wrażenia." - wspomina Korzeń. W wieku 13 lat nagminnie myślał o śmierci, samobójstwie. Rok później, aby poprawić sobie samopoczucie sięgnął po alkohol. Pił sam. Zaczął zażywać leki psychotropowe, wąchać klej i wywary z ziół. Przez ponad trzy lata nie trafił się dzień, kiedy można było spotkać "Korzenia" trzeźwego. - "Młodzi ludzie uzależniają się ekspresowo. Ja uzależniłem się w ciągu kilku miesięcy. Moi znajomi przychodzili do mnie, żeby się mnie poradzić. Zadawali mi pytania na bardzo ważne tematy, a ja im odpowiadałem. Ba, wychodzili nawet bardzo zadowoleni z tego co usłyszeli. Zastanawiałem się jak to jest możliwe. Jak można takiego jak ja, zapytać o poradę." - dziwi się Korzeniecki.
Chciał zabić kolegę, bo wydawało mu się, że jest jego niewolnikiem
Uważał się za pacyfistę. Gardził przemocą. Wydawało mu się, że jest inny. Łagodny w tej materii. Do czasu. - "Był u mnie przyjaciel. Człowiek, który nie ćpał. Tego dnia nawet nie pił. Siedział u mnie na parapecie i patrzył smętnie w okno. Wiedziałem, że jest coś nie tak, że rozstał się z dziewczyną. Postanowiłem okazać mu jakieś zainteresowanie. Było około pierwszej w nocy. Powiedziałem, że pójdę i odprowadzę go do domu. Zacząłem mieć halucynacje. Zacząłem widzieć go jako półnagiego, indiańskiego niewolnika, którego prowadzę przed sobą. Siebie widziałem w wersji kapłana jak z filmu "Apocalypto". Słyszałem głosy, które mówiły - zabij go teraz. Wyjąłem nóż. Ułamki sekund dzieliły nas od tego, żeby "Pietruch" zginął. Na szczęście był trzeźwy...
Okultyzm niszczył go bardziej niż narkotyki
Na początku lat dziewięćdziesiątych "Korzeń" uległ modzie i zaczął interesować się okultyzmem. Za namową przyjaciół, reklamie w środkach masowego przekazu zafascynował się tarotem, chiromancją (wróżenie z dłoni) i astrologią. Uwierzył, że tak zwane zabiegi duchowe napełnią go spokojem, pozwolą zobaczyć światełko w tunelu. Po kilku miesiącach przesiąkania okultyzmem, sposób myślenia zmienił mu się na tyle, że zawładnął całym jego życiem. - "W moim wnętrzu zaczęło robić się coraz gorzej. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że to co okultyzm zrobił ze mną, było dużo gorsze od tego co zrobiły narkotyki. Kiedy miałem 18 lat byłem osobą, blisko po czterech latach ćpania, zajmowania się okultyzmem. Dzisiaj, kiedy mam dwa razy po osiemnaście lat, czyli trzydzieści sześć - może to zabrzmieć bardzo zabawnie - myślałem, że jestem za stary, aby dłużej żyć. Czułem się zniszczony przez brudy jakie przeszły przez moje życie. Patrzyłem w przyszłość i widziałem czarną dziurę." - zwierza się Korzeń.
Sens życia odkrył w Biblii, którą gardził, tak jak wszystkimi chrześcijanami
Będąc totalnie bezsilnym i załamanym, któregoś dnia Korzeniecki westchnął: - "Boże, jeżeli jesteś, pomóż mi, abym zaczął w Ciebie wierzyć". Na znak od Stwórcy nie musiał długo czekać. Co więcej, objawił mu się w postaci młodej, pięknej kobiety, która zapukała do jego drzwi, wręczając mu Biblię i prosząc, aby zaczął ją czytać. - "Z obrzydzeniem odłożyłem tą książkę na półkę. Nie zwyzywalem jej przy okazji tylko dlatego, że za bardzo mi się podobała. Człowiek jest w stanie zrobić wiele dla pięknej kobiety." - śmieje się "Korzeń". Potrzeba zmiany okazała się jednak silniejsza. Sięgnął po Nowy Testament. Zaczął czytać, z coraz to większym zrozumieniem. - "Okazało się, że treści, które tam znalazłem bardzo mocno pokrywały się z tym, czego tak na prawdę potrzebowałem. Miałem taki obraz ze Jezus chce wziąć to moje, brudne, złe życie i uśmiercić je na krzyżu. Ponieść karę za wszystkie moje grzechy, a mnie obdarować swoim świętym i czystym życiem."
Ocknął się. Ma fajną żonę i pięcioletniego "ziomala"
Leszek Korzeniecki jest jedną z nielicznych osób, którzy z grona jego ówczesnych przyjaciół uszli z życiem. Od osiemnastu lat jest "czysty". Odstawił wszelkie możliwe używki. Dziś sam pomaga uzależnionym, pracując w ośrodku leczenia takich schorzeń. Ożenił się z całkiem miło wyglądającą psycholożką, która pięć lat temu urodziła mu syna. Podsumowując swoje dotychczasowe dokonania "Korzeń" doszedł do wniosku, że nie warto było wyniszczać swojego ciała, umysłu używkami: - "Przez kilka lat życia sprawdzałem, jak bardzo może człowiek okazać się szczęśliwy, kiedy może zaspokajać wszystkie swoje zwierzęce żądze. To był największy koszmar w moim życiu."
| |
Jeżeli masz jakieś ciekawe informacje, chcesz przekazać coś ważnego, coś interesującego, nie wahaj się - napisz do nas: redakcja@stalowka.net |
|
| Czwartek, 19 sierpnia 2010 r. godz. 23:25 ~Życie | Żyj szybko... fajnie to brzmi jak się ma naście lat ale potem zaczyna się życie gdzie dostrzega się to na co wczesniej było się ślepym. Pewne wazne sprawy z dawnych lat przestają być istotne, zaczyna szanować się dar jakim jest życie. Róbmy coś aby materialne macki nami nie zawładneły bo dzis jest to modne. Zanim się człowiek ocknie ma już spore doświadczenie na swym karku i z tęsknotą patrzy na dni które już nie wrócą. Korzystajmy z życia bo wiele nam oferuje, szukajmy tego w tym co daje prawdziwy świat a nie medialna nagonka.Pozdrawiam |
00 | Środa, 18 sierpnia 2010 r. godz. 15:21 ~sylwia | strasznie sympatyczny czlowiek, to wspaniale ze zdecydowal pomagac sie innym, mysle ze chce odkupic swoje grzechy i oby mu sie udalo |
00 | Środa, 18 sierpnia 2010 r. godz. 14:53 ~mieszkanka stalowej woli | wielki podziw dla tego Pana ze udalo mu sie i teraz zyje jak prawdziwy czlowiek! wielkie gratulacje i szczescia zycze w dalszej drodze zycia bo zycie jest jedno i jest piekne... |
00 | Środa, 18 sierpnia 2010 r. godz. 14:12 ~joint | wyglada raczej jak nauczyciel muzyki hehe |
00 | Środa, 18 sierpnia 2010 r. godz. 11:33 ~dafne | zyj szybko, kochaj mocno i umieraj mlodo! |
00 | |